Jak uratowałem sikorkę

Dzisiaj zobaczyłem na swojej drodze piskle sikorki, gdy próbowałem przejść trawnikiem na skróty do następnego bloku. Prawie bym je rozdeptał. Wziąłem je w reklamówkę, pomyślałem że jest chore i nie chciałem mieć kontaktu bezpośedniego, odsunąłem przez folię na bok, ale dalej tam stało. Obserwując chwilę zauważyłem, że karmi je matka która co chwilę do niego przylatuje. Gdy odlatywała, wlatywała do wentylatora na ścianie bloku.  Nie ma szans bym go dosięgnął.
Cały dzień padał deszcz, ludzi było mało, początkowo chciałem poprosić kogoś wysokiego o pomoc, ale wstydziłem się zagadać. Jednocześnie męczyła mnie ta sytuacja i bardzo chciałem pomóc sikorce. Bałem się, że ktoś wyprowadzający tą ścieżką psa, nie dostrzeże go i go zadepcze, lub pies go zagryzie.
Już miałem dać sobie spokój, ale zauważyłem przy śmietniku kolejnego bloku krzesło. Przyniosłem je pod wentylator i z tą pomocą udało mi się podsadzić pisklaka. Ledwo się zmieścił.
Zapomniałem że jestem na antybiotyku, trochę się boję czy nie przeniósł choroby, bo za drugim razem zapomniałem zrobic to przez folię czy inną reklamówkę.
Ząb mnie nadal boli.

Komentarze